Quantcast
Channel: szepty w metrze
Viewing all articles
Browse latest Browse all 84

To się musiało tak skończyć!

$
0
0
To się musiało tak skończyć!
Byłam już nieźle podminowana obtartym błotnikiem ...

Ale zacznijmy od początku!


Mieszkam w strategicznie nienajgorszym punkcie.
Blisko stacji, niedaleko od centrum miasteczka, w tzw. 'walking distance' od wszystkich niezbędnych do przeżycia przybytków, czyt. i do biblioteki, i na wyprzedaż butów i po ogórki kiszone ;) mogę się udać spacerkiem.
I najczęściej to robię.
Czasami jednak plany zakupowe aż się proszą o samochód.
A że miejsc parkingowych u nas jak na lekarstwo (odwrotnie proporcjonalnie do parkingowców czyhających na to, by ci wlepić mandat), chcąc nie chcąc wybór pada na parking wielopoziomowy.
Ma on co prawda tę zaletę, że nie trzeba się gimnastykować z parkowaniem na kopertę (co jest poza wszelką dyskusją) i jest tani jak barszcz (£1.50 za dwie godziny to jednak sporo taniej niż 50p za 12 minut paręnaście metrów dalej, przy głównej ulicy).


Ma jednak też wady.
Główną z nich jest NOTORYCZNY brak miejsc. Zawsze się zastanawiam, czy tu w ogóle mieszkają jacyś pracujący ludzie, czy tylko zasobne paniusie i beneficjenci systemu opieki społecznej, którzy nie mają nic innego do roboty niż tylko robić całymi dniami zakupy?!.

Kolejną zaś ... KOSZMARNIE wąskie miejsca do parkowania i ... przejazdy.
Znalezienie jakiegokolwiek miejsca (nie marzę już nawet o takim na końcu rzędu, gdzie - poprzez ukośne ściany - tworzy się dodatkowe miejsce, zbyt małe na kolejny samochód, za to idealne do swobodniejszego manewrowania) oznacza często konieczność wjechania na poziom 5-ty lub 6-ty.
A to oznacza pokonanie tyluż podjazdów (i później zjazdów!), wąskich jak talia osy.
Analiza ścian tychże potwierdza, że nie tylko ja mam problem z wciskaniem się :)





Uwierzcie mi na słowo - dla siedmiosiedzeniowego samochodu to naprawdę wąski przejazd!
Wygląda na to, że wąskie wjazdy prześladują mieszkańców różnych zakątkach Wysp. Ten pan domagał się odszkodowania za uszkodzenie samochodu z dwóch stron podczas wjazdu do centrum handlowego w Coventry. Szerokość wjazdu, prównywana z rozstawem nóg klienta, faktycznie pozostawia wiele do życzenia.
 



I stało się!
Zarysowałam błotnik.
Zła jak osa (choć niestety nie tak cienka w talii jak ona :))) jechałam załatwić jakąś niecierpiącą zwłoki sprawę.
Jechałam w panice, bo nigdy jeszcze nie byłam w tamtych okolicach i moją umiejętność jazdy opartą na jeżdżeniu na pamięć można było o dupę potłuc (czytanie znaków drogowych, drogowskazów, a już nie daj Boże słuchanie - i co ważniejsze - podążanie za instrukcjami głupawego głosu paniusi z GPS jest dla mnie niemalże nie do opanowania).

Na dodatek musiałam skręcić w prawo, czyli znowu wykonać cały szereg skomplikowanych i skoordynowanych czynności takich jak wyczucie odpowiedniego momentu, kiedy to można się wcisnąć przed nadciągające z naprzeciwka samochody i ruszyć (pod górę) bez spalania gum i nadwyrężnia sprzęgła.
Co prawda jakiś miłosierny samarytanin, widząc, jak skutecznie zablokowałam cały pas, zatrzymał się i pozwolił skręcić, ale ja spanikowana i nabuzowana adrenaliną (i wściekłością na mojego męża, który nakazał mi tę 'mission impossible'), ruszyłam z kopyta, nie zauważając tego, że tuż za zakrętem była ogromna dziura.
Dzięki mojemu zezowatemu szczęściu musiałam w nią oczywiście wpaść i to tak niefortunnie, że ... pękło mi podwozie.
Nie pytajcie mnie, jak to się mogło wydarzyć.
Nie pytajcie mnie jak udało mi się zjechać samochodem na pobocze.
Nie pytajcie ...
W ogóle z całej akcji pamiętam tylko jakieś urywki, scenki, obrazy w mgle.
Telefon do męża wykonany trzęsącymi się rękami (choć i tak nie miałam złudzeń, że odbierze).
Żałosny widok mojego pokiereszowanego wehikułu, który tak niedawno zaczęłam oswajać.
Jakichś usłużnych facetów spychających mój samochód na pobocze.
Szczególnie jednego, bardzo pomocnego, który próbował wezwać pomoc drogową ze swojej komórki. Ta mu się jednak niespodziewanie wyładowała.
Potem znaleźliśmy się jakimś cudem na stacji benzynowej, z której wciąż było widać mój pokiereszowany wozik.
Pan wykazywał nadprogramową cierpliwość w tłumaczeniu laweciarzom, gdzie dojechać.
Czas oczekiwania dłużył się niesamowicie.
Nagle, na domiar złego, na stację wpadła - jak się domyśliłam - partnerka rzeczonego.
Z burzliwej gestykulacji i mało przyjaznych sporzeń rzucanych w moją stronę domyśliłam się, że nie była zachwycona (ponadprogarmową) usłużnością swojego faceta.
Ten, po nieudanej próbie złagodzenia sytuacji podszedł do mnie ze skruszoną miną i pożegnał się, przepraszając, że nie może już dłużej ze mną czekać.

Rozwalone podwozie dobiło mnie tym bardziej, że nie był to jedyny wypadek, który mi się ostatnio wydarzył.


Całkiem niedawno urwała mi się rączka od hamulca ręcznego.
Nie wiem, jaką siłę trzeba mieć, żeby urwać hamulec ręczny!
Mi się to jednak udało i zaparkowany przed pracą samochód stoczył się na okalający parking murek. Na szczęście spadek terenu nie był zbyt duży.

Do kompletu należy też dodać wgniecenie boku, zaliczone gdy w zamyśleniu wjechałam w uliczkę, gdzie ... prowadzono roboty drogowe.
Oznakowaną - żeby nie było - jasno i wyraźnie takim oto znakiem:

dla niewtajemniczonych: ZAKAZ RUCHU!


Zanim się zorientowałam, że drog jest zamknięta, samochód już niemalże dachował, po odbiciu się od betonowych ograniczeń postawionych tam w celu zablokowania wjazdu takim jak ja, co to znakom drogowym się nie kłaniają.


A już ukoronowaniem wszystkiego była kradzieź beztrosko pozostawionej na siedzeniu torebki.
Zaparkowałam przed pubem i weszłam szybko, gdyż byłam już nieco spóźniona.
Podskórnie czułam, że nie powinnam tego robić.
Ja, życiowa mądrala, która (prawie) nigdy nie została okradziona, i która zawsze pilnowała swoich rzeczy z przesadną uwagą.
Jednak byłam jakaś nieprzytomna.
Z maligny obudził mnie świdrujący dźwięk alarmu.
Wybita szyba i brak torebki ze wszystkimi dokumentami, z kluczami do domu, z prawem jazdy, ubezpieczeniem i ...

Pamiętam doskonale tę stróżkę zimnego potu spływającą mi po plecach, to drętwienie rąk, tę miękkość w kolanach, ten niemy, bezradny krzyk uwięziony w gardle.
To desperackie myślenie, że może jednak można cofnąć czas, że gdyby tylko przewinąć film, gdyby dać sobie kolejną szansę, można by oszczczędzić sobie tyle stresu, czasu i pieniędzy!
Gdyby tylko ...

Niestety (odkrycie stulecia!) czasu się cofnąć nie da.
Można jednak (O! Niebiosa!) obudzić się z koszmarnego snu.
Z niemym krzykiem na ustach, ze zdrętwiałymi rękami, wiotkimi kolanami i zimną stróżką potu na plecach.
Bo na szczęście te wszystkie historie, z wyjątkiem tej pierwszej, o zarysowaniu błotnika na parkingu wielopoziomowym TYLKO mi się przyśniły.
Wyśniły mi się jednak tak szczegółowo i tak realistycznie, że do dziś pamiętam każdy szczegół (no, może z wyjątkiem twarzy tego pomocnego pana, ale już jego długowłosą, kruczoczarną partnerkę, ze wściekłym błyskiem w oku już tak :))), każdą emocję, każdy fragment pokręconej historii.
Wyśniły się mi, osobie która bardzo, bardzo rzadko pamięta swoje sny.

To się musiało tak skończyć!
Zawsze wiedziałam, że kierowanie pojazdem mechanicznym to dla mnie nie lada wyzwanie. Nie przypuszczałam jednak, że jazda po krętych a wąskich uliczkach i dróżkach Wysp Brrr ... będzie mnie kosztowała tyle nerwów i emocji.
I tyle koszmarnych nocy.

Tym niemniej skonstruowałam całą tę (pokrętna, przyznaję) narrację aby powiedzieć Wam, że ... JEŻDŻĘ!
Jednak jeżdżę!
Ufff!!!
Wsiadam i jadę, czyniąc życie mojego męża, moich dzieci (które skrzętnie korzystają z darmowej usługi TAXI) i moje własne dużo, dużo łatwiejszym.
Jakimś dziwnym trafem ruszanie pod górkę (czyt. około 30
°'górzyska' mojego miasteczka) okazało się w miarę łatwe do opanowania, acz opłacone szybszą niż przewidywana wymianą opon :)
Zmiana pasa też nie jest większym problemem, szczególnie że w moim miasteczku są głównie jednopasmówki, he, he, he.


Przez rok nie dostałam ani jednego mandatu i ani jednej kary za złe parkowanie. Nie
wyściubiam co prawda za bardzo nosa, a nawet błotnika, poza granice mojego miasteczka, aczkolwiek udało mi się i trochę pośmigać po autostradzie (Ale wyczyn, co? :)) i pojechać do paru okolicznych miasteczek, gdy byłam postawiona w sytuacji podbramkowej (np. mój syn został 'uwięziony' w szkole oddalonej od nas o 10 km, w skutek strajku autobusów).
Udało mi się też pojechać do męża do pracy i ... zgubić drogę (dojechałam do domu z zupełnie innej strony niż zamierzałam :))



The Plough Roundabout w Hemel Hempstead, urocze, angielskie rondo z sześcioma podrondami :)

Ronda i skręty w prawo też pokonuję w miarę sprawnie.
Głównie dzięki uprzejmym, spokojnym, opanowanym kierowcom, którzy być może myślą sobie skrycie, że kobiety są kiepskimi kierowcami, ale przynajmniej  nie łudzą się, że trąbienie na nie ile sił w klaksonie pomoże poprawić ich umiejętność obsługiwania takiej skomplikowanej maszyny, jaką jest samochód.
Szczególnie, gdy rzeczona niewiasta 'rozkarczy' się pod górę, na najbardziej ruchliwej ulicy miasta, w godzinie szczytu.



 
Co robią w takiej sytuacji angielscy kierowcy, w których niewątpliwie musi gdzieś tkwić gen prawdziwego dżentelmena?
Kierowcy tacy zatrzymują swoje samochody i wspólnymi siłami spychają przerażoną kobiecinę na boczną uliczkę, obdarzając uśmiechami i życząc powodzenia w szybkim rozwiązaniu problemu.

Angielscy kierowcy, którzy rozumieją, co oznacza jazda na suwak, którzy pozwalają ci zawrócić, po tym jak udało ci się znaleźć miejsce na przeciwnej stronie ulicy, i którzy ułatwiają sobie życie na każdym kroku.



rysunek znalazłam w internecie już dawno - bardzo mnie rozśmieszył, choć wiem, że w kontekście moich ostatnich polsko-angielskich porównań może wydać się przesadnie sarkastyczny :)


Tak więc jeżdżę (to taki mały wstęp do wpisu pt.'Ja' :))
Nie walę już ręką o prawe drzwi.
Mój mózg zakonotował, że skrzynia biegów jest po lewej stronie.

Jedyny nawyk, którego nie udało mi się do tej pory wyplenić, to ... podchodzenie do samochodu od strony pasażera (czyli od strony 'polskiego kierowcy' :))






 


 poniedziałek, 17 lutego 2014




Ps. A na koniec kolejna dawka jeżdżenia (i mijania się) po wąskich albiońskich bezdrożach.







Ps. Ha! Nie wiedziałam nawet, że jest taki program. Znalazłam przez przypadek i się nieźle uśmiałam. Uwierzcie mi na słowa, aż taka cienka to ja nie jestem :))


Viewing all articles
Browse latest Browse all 84

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra