Dwie ciąże w Polsce, dwie w Anglii, dwa porody naturalne i tu i tam, dwie cesarki - jedna w Polsce, jedna w Anglii. Dwójka dzieci pozostawiona na dwutygodniowej obserwacji w szpitalu (w tym jedno wymagające operacji).
Zawsze mnie kusiło zmajstrować porównanie. Czuję, że mam kwalifikacje :)
Now is the time!
Oczywiście, będzie to porównanie baaaardzo subiektywne, z lekką nutką ironii (i bez zbędnych szczegółów fizjologicznych!).
Gwoli sprawiedliwości dodam, że moje polskie doświadczenia sięgają grubo ponad dekadę wstecz, więc jest szansa, że ocena będzie wielce niesprawiedliwa, a akcja 'Rodzić po ludzku', która wykluwała się nieśmiało wraz z moim pierwszym potomkiem, zbiera teraz swoje bujne żniwo.
Nie jest moim celem ani zdyskredytowanie polskich szpitali ani zachwyt nad angielską służbą zdrowia, ale nie ukrywam, że gdy spotykam Polki mieszkające na Wyspach, które w siódmym miesiącu fundują sobie lot tanimi liniami, byle by tylko urodzić w ojczyźnie, to ... przecieram oczy ze zdziwienia (chyba że chodzi o pomoc rodziny po porodzie, aczkolwiek ja osobiście wolałam zacisze domowe z mężem niż inwazję teściowej czy nawet zdystansowaną pomoc mojej mamy - a też przeżyłam te wszystkie opcje :)).
Tak to to się zapisało w mojej pamięci.
Właściwie to mogę powiedzieć, że mam pozytywne wspomnienia ze wszystkich porodów, nawet jeśli po drodze pojawiały się pewne komplikacje.
Ale jednak angielski system ma wg dużo więcej zalet.
Przyznaję, ten brak comiesięcznej kontroli u ginekologa na początku mnie przerażał. Przy kolejnej ciąży mi przeszło i doceniałam krótkie i nieinwazyjne spotkania z położną.
Przyznaję też, że nie wszystko w Anglii jest takie różowe.
Moje ciąże przebiegały bezproblemowo (z jednym małym potknięciem na ostatnim zakręcie :)), ale z tego co wiem, niewiele tu się robi przez pierwsze 12 tygodni ciąży (tzn. rzadko się walczy o podtrzymanie ciąży za wszelką cenę), pozostawiając kobietę ... naturze.
No chyba, że poronienia się powtarzają.
Nie jest to zapewne komfortowa sytuacja dla kobiet, które nie zachodzą w ciążę po byle kichnięciu.
Zdarza się też brak łóżek. Przy pierwszym tutejszym porodzie czekałam w korytarzy dobrze trzy godziny, zwijając się w bólach nie tylko porodowych, ale wymęczona całodniowym podróżowaniem między szpitalem a domem i wcinaniem pikantnych skrzydełek :)) w towarzystwie dwóch raczej głośnych rodzin muzułmańskich (nie wiem, czy kobiety muzułmanki potrzebują asysty całej, bliżej i dalszej rodziny, ale na to wyglądało).
Zdarza się niemiły personel, ale ... zawsze jest możliwość zgłoszenia tego do odpowiednich instytucji wspierających pacjenta.
Jedno jest pewne.
I w Anglii i w Polsce poród ... to dopiero początek drogi.
I owszem, wygodne łóżko, miłe położne, dobra organizacja pomagają zniwelować pewne niedogodności.Jednak te 'głupie' dziewięć miesięcy i parogodzinny 'incydent' szpitalny dopiero rozpoczynają dłuuuugi i żmudny etap zwany wychowaniem dziecka i przygotowaniem go do dorosłego życia.
Tu już nie ma miejsca na żadne wymówki ...
leniwa, spokojna sobota w towarzystwie moich kochanych dzieci, 25 lipca 2015
Zawsze mnie kusiło zmajstrować porównanie. Czuję, że mam kwalifikacje :)
Now is the time!
Oczywiście, będzie to porównanie baaaardzo subiektywne, z lekką nutką ironii (i bez zbędnych szczegółów fizjologicznych!).
Gwoli sprawiedliwości dodam, że moje polskie doświadczenia sięgają grubo ponad dekadę wstecz, więc jest szansa, że ocena będzie wielce niesprawiedliwa, a akcja 'Rodzić po ludzku', która wykluwała się nieśmiało wraz z moim pierwszym potomkiem, zbiera teraz swoje bujne żniwo.
Nie jest moim celem ani zdyskredytowanie polskich szpitali ani zachwyt nad angielską służbą zdrowia, ale nie ukrywam, że gdy spotykam Polki mieszkające na Wyspach, które w siódmym miesiącu fundują sobie lot tanimi liniami, byle by tylko urodzić w ojczyźnie, to ... przecieram oczy ze zdziwienia (chyba że chodzi o pomoc rodziny po porodzie, aczkolwiek ja osobiście wolałam zacisze domowe z mężem niż inwazję teściowej czy nawet zdystansowaną pomoc mojej mamy - a też przeżyłam te wszystkie opcje :)).
W Anglii można przez całą ciążę nie oglądać na oczy ginekologa. Kontrole przy normalnie przebiegającej ciąży ograniczają się do rozmów z położną.
A w Polsce - wiadomo - co miesiąc rozkraczanko.
A w Polsce - wiadomo - co miesiąc rozkraczanko.
Anglia | Polska | |
---|---|---|
ZaciążAnie | Zaciążanie jest domeną kobiet (najczęściej z lekką pomocą facetów), a nie posłów. Co prawda nie mogę do dziś wyjść z podziwu, jak to jest możliwe, że w kraju, gdzie wychowanie seksualne jest przekazywane w cywilizowanej formie, antykoncepcja jest za darmo, w każdej możliwej postaci, pigułki wczesnoporonne są do kupienia w każdej aptece i aborcja jest legalna do 20-go tygodnia (!) jest największy w Europie odsetek nastoletnich ciąż, ale ... to tylko potwierdza fakt, że żadne odgórne regulacje nie mają (moim skromnym zdaniem) większego wpływu na decyzje lub przypadki rozrodcze kobiet. | No, co tu pisać. Jaki koń jest, każdy widzi. Wystarczy włączyć Wiadomości ... |
ZaciążEnie | - Dzień dobry, panie doktorze* ... - Witam panią serdecznie. W czym mogę pomóc? - Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że jestem w ciąży ... - Gratuluję. To cudowna wiadomość. A dlaczego pani do mnie przyszła? - Eeee, yyyy, mmmm ... - Proszę, kochaniutka, umówić się na spotkanie z położną. *pierwszego kontaktu | - Dzień dobry, panie doktorze ... - Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jestem w ciąży ... - Gratuluję. Proszę się rozebrać i wdrapać na fotelik. (Po parunastu minutach w równie upokarzającej co niewygodnej pozie) - Tu ma pani kartę ciąży, skierowanie na pierdylion badań. No-spa na skurcze? Podwiązanie szyjki? L-4 ? Nie chce pani? Jest pani naprawdę dziwną pacjentką. ![]() |
Dokumentacja | Położna umawia się na pierwsze spotkanie w domu (można też przyjść do kliniki, jak ktoś chce). Spotkanie trwa wieki, albowiem położna wypełnia miliony stron historii medycznej. Wszystko musi być zapisane. WSZYSTKO! Oprócz danych zapisuje się też tam będzie, co kto powiedział np. obawy jakie zgłasza kobieta, rady i wytyczne jakie dają dają specjaliści (wliczając w to broszurki, które zostały wręczone :)) Maternity Notes to zatem potężny folder A4, gdzie wpina się dodatkowo wyniki badań i wszelką możliwą papierologię. Jest to jedyny niezbędny dokument potrzebny zarówno w czasie ciąży jak i pobytu w szpitalu. Nie potrzeba żadnych innych dowodów, paszportów, książeczek ubezpieczeniowych, wyciągów z konta, potwierdzenia adresu itp. Razem z folderem otrzymuje się milion samoprzylepnych etykietek z numerem NHS, imieniem, adresem, datą urodzenia i datą porodu, używanych przy wszystkich badaniach, skierowaniach czy receptach. To super rozwiązanie, oszczędzające czas i niwelujące ryzyko błędu. | Lichych rozmiarów karta przebiegu ciąży. Maternity Notes z dziesiątkami rubryk i tabel (włączając w to nawet tabelę przeliczającą wagę z metrycznej na imperialną :)) |
Badania | Położna bada ciśnienie oraz pobiera krew i mocz do badania w czasie comiesięcznych wizyt. Wyniki odbiera sama (i wpisuje do Maternity Notes przy następnej wizycie). Pacjentkę informuje się tylko, jeśli są jakieś nieprawidłowości. Jeszcze tylko palpacyjnie bada brzuch i przeprowadza niezbędny wywiad. 10 minut i po sprawie. Generalnie badania ogranicza się do niezbędnego minimum, jednak, jeśli jest jakiekolwiek zagrożenie lub niejasność - wszystkie niezbędne testy robione są na cito. | Comiesięczne wczesnoporanne wystawanie na czczo w kolejce do laboratorium, ewentualnie wstydliwe tłumaczenie się przed tłumem emerytów, że no tak, jeszcze nie widać, ale NAPRAWDĘ jestem w ciąży, więc bardzo proszę mnie wpuścić, bo mnie ssie w dołku. |
USG | Wizyta umówiona na 9:30 Wchodzę o ... 9:30 "Dzień dobry, nazywam się ..., jestem radiologiem i będę przeprowadzać badanie USG. Och jakie piękne dziecko! (Nie wiem, jak ona tam cokolwiek widzi, ale wzbudza we mnie ufność, że faktycznie jest tam dziecko :)) Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Sprawdzimy jeszcze tylko obwód główki, ale niech się pani nie martwi, wszystko jest w porządku, tylko chcę się upewnić." | Wizyta umówiona na 9:30 9:45 - lekarz opuszcza gabinet z przyczyn nikomu nieznanych i nieoznajmionych. Ok. 10 oczy powoli zaczynają mi wychodzić z orbit, bo pęcherz powoli wyczerpuje swoja objętość, a przede mną jeszcze dwie pacjentki. Wchodzę, widząc gwiazdy, ok. 10:15 Lekarz (mrucząc niby do siebie): "Rączki są, główka jest, jedna noga jest. Ojej?! A gdzie druga noga?! No gdzie nam się podziała ta druga nóżka? Zaraz zaraz. O! Jest! No widzi pani!" Doprawdy, bardzo zabawne. |
USG określające płeć | Wersja 1: dzielnica Londynu silnie zdominowana przez Hindusów i Muzułmanów "It is hospital's policy not to tell the gender." (szpital nie praktykuje mówienia, jaka jest płeć dziecka; oficjalnie dlatego, że nie chcą procesów o pomyłki, a w praktyce, to wiadomo, co w tych obu społecznościach myśli się o ... dziewczynkach). Wersja 2: - Czy chce pani znać płeć dziecka? - Tak poproszę. - It's girl! :) | Wersja miła: - Czy chce pani znać płeć dziecka? - Tak, poproszę. - Chłopak! Wersja mocno niemiła: - Ooooo, chłopak! Nie da się ukryć! Ooooo, to już drugi! Widzę, że z męża niezły ogier. - ... (Zatyka mnie tak, że nie stać mnie na żadną ripostę, nawet na taką, że chciałam tym razem zafundować sobie niespodziankę). |
Reakcje znajomych | Dziecko 1: Wow! Cudownie! Wspaniale! Fantastycznie! Gratulacje! Dziecko 2: Wow! Cudownie! Wspaniale! Fantastycznie! Gratulacje! Dziecko 3: Wow! Cudownie! Wspaniale! Fantastycznie! Gratulacje! Dziecko 4: Wow! Cudownie! Wspaniale! Fantastycznie! Gratulacje! | Dziecko 1: Wow! Cudownie! Wspaniale! Fantastycznie! Dziecko 2: No fajnie. Gratulacje. Dziecko 3: O-o! Chcieliście? Czy wpadka? No i co wy teraz zrobicie? Dziecko 4: Nooo, łatwo wam nie będzie, ale jak tam sobie chcecie... A po co ci jeszcze jedno dziecko?! To takie stare dupy jeszcze rodzą?* Ale ... przecież mogłaś usunąć! Stary, chyba przesadziłeś! A co ty sobie nie możesz fujarki zawiązać na supeł? Uwierzcie lub nie, ale to są najautentyczniejsze autentyki, usłyszane PRZEZE MNIE lub mojego męża (nie jakieś tam powielane urban legends). Wersja, że ktoś może CHCIEĆ mieć czwarte dziecko (nawet z lekkim obsuwem czasowym :))) wydaje się być absolutnie niewyobrażalna. I na osłodę (żeby sprawiedliwości stało się zadość :))) - choć z najmniej spodziewanego źródła czyli od mojej teściowej: "Jak się dwoje ludzi kocha, to się dzieci rodzą!" O! I tej myśli się trzymajmy :) *To miał być oczywiście żart, w wykonaniu mojego subtelnego wujka. Ha, ha, ha. O mało nie pękałam ze śmiechu. |
Reakcje w pracy | Dzieci 1-3 : Nie wiem, ale mogę się domyślić po reakcji na ... Dziecko 4: - Wow! Cudownie! Wspaniale! Fantastycznie! - Ale ... (trochę mi głupio, bo właśnie dostałam nową pracę) - Przestań się tłumaczyć! To chyba normalne, że kobiety rodzą dzieci! Przyjdź do mnie za miesiąc, to ustalimy plan działania (risk assessment) i zmniejszymy ci zakres obowiązków. Gratuluję! | Dziecko 1: Taaaak? Pani Fidrygauko, a tak na panią liczyliśmy... No szkoda. Dziecko 2: Yhy. Dziecko 3: Pewności nie mam, ale czy po drugim dziecku kobiety w ogóle mają do czego wrócić? Dziecko 4: Nie wiem. Przerasta to moją wyobraźnię ... |
Pytania i wątpliwości | Położna: "Fi, pamiętaj, by dzwonić do mnie, kiedy tylko będziesz miała jakiekolwiek wątpliwości. Dzień, noc, nieważne! Pamiętaj, że nie ma głupich pytań. Jeśli masz obawy, przyjdź do kliniki lub zadzwoń". Konsultant (czyli położnik, którego 'przywilej' mają oglądać kobiety z 'haczykiem' (np. wiek powyżej 40 lat, he, he :)) "Niech się pani nie martwi, będę panią obserwował jak jastrząb ofiarę :))) Trzymamy rękę na pulsie. Proszę się nie martwić, wszystko będzie dobrze." | Gin: Proszę pani, pani ma zbyt wybujałą wyobraźnię. No dobrze, ostatecznie przyjmę panią, jeśli uda mi się panią wcisnąć między inne pacjentki. |
Planowanie Porodu | Znieczulenie wszelakie, w tym zewnątrzoponowe, rodzenie w wodzie, poród domowy, szkoła rodzenia są darmowe. | Nie wiem, jak to wygląda teraz, ale 10 lat temu trzeba było zapłacić 600 zł za specjalną atencję wybranej położnej w państwowym szpitalu. Na szczęście nasz syn się zachował godnie i przyszedł na świat 10 dni przed terminem i 3 dni przed umówionym spotkaniem z położną :) |
Zakupy | Można wszystko kupować :) Najlepiej na wyprzedażach typu Nearly New Sales, gdzie rodzice wystawiają za grosze często zupełnie nowe lub używane, ale w świetnym stanie ubranka, zabawki i wszelkiego rodzaju akcesoria (oczywiście, nie jeśli jesteś w ciąży z pierwszym dzieckiem - wtedy wszystko musi być nowe, błyszczące i drogie :))) Znajomi organizują ci tzw. 'baby shower', zasypując cię tonami oliwek i pieluch i ubranek w takiej ilości, że masz później co sprzedawać na Nearly New Sales :)) A także grają w zgadywanie wagi urodzeniowej i faktycznej daty urodzenia. ![]() | Nie kupuj żadnych ubranek! To przynosi nieszczęście! (W komplecie z : Nie rzucaj w kobietę różą, bo dziecko będzie miało znamię na twarzy! Nie patrz w wizjer, bo dziecko będzie zezowate! Nie noś apaszki, bo dziecko będzie owinięte pępowiną, itp. itd.) |
Przyjęcie do szpitala | Jeśli nie ma żadnych komplikacji lub zagrożeń, to do szpitala można się spokojnie wybrać dopiero mając porządne skurcze. Samo odejście wód nie jest wystarczającym powodem, by zajmować cenne szpitalne łóżka. Wiem, bo choć rano odeszły mi wody i przykładnie udałam się do szpitala, to już po paru godzinach wracałam do domu (!) ... metrem, jedząc pikantne udka z kurczaka i modląc się o skurcze. I jedno i drugie zadziałało. Tuż po przyjeździe do domu zaczęła się akcja porodowa :) W drogę powrotną do szpitala udałam się już jednak taksówką. Nie trzeba przynosić ani wypełniać żadnych papierków. Zbawienne samoprzylepne etykietki z danymi oraz pojemność okazałego folderu Maternity Notes załawia sprawę. | Wody są wyznacznikiem. A potem tony papierów. I nie daj Boże, jak zapomnisz potwierdzenia ubezpieczenia. Urodzisz na ulicy. |
Położne | Cudowne, pomocne, ciepłe, zachęcające, wspierające. Położna to nie zawód. To powołanie. | Cudowne, pomocne, ciepłe, zachęcające, wspierające. Położna to nie zawód. To powołanie. Miałam szczęście? Chyba nie. Wydaje mi się, że tu (w mentalności położnych) nastąpił najszybszy postęp. |
Cesarka | Parę tygodni przed porodem, szczególnie jeśli są jakiekolwiek podejrzenia, że może być potrzebna cesarka (te 40 lat i takie tam :)) konsultant przynosi potrzebne dokumenty, każdy z nich szczegółowo omawia przed podpisaniem, a następnie wysyła delikwentkę do szpitala docelowego, gdzie wszystko jest przygotowywane na ewentualną operację. | Tło sytuacyjne: przerażona kobieta skręca się z bólu, nie wiedząc, co się dzieje wokół. Lekarz: Pani podpisuje te papiery. Tu, i tu, i tu, i tu, i tu, i tu ... Kobieta podpisze wszystko, choćby cyrograf z diabłem, byle by tylko ulżyli jej w bólu. |
Prawo do dziecka po cesarce | Godzina po operacji. - Czy chce pani przytulić dziecko? (dziecko - niestety - wylądowało na intensywnej terapii, na szczęście bez żadnych dalszych konsekwencji) - Przytulić dziecko?! Jasne, że chcę, ale ... - Niech się pani nie martwi. Zawieziemy panią. Wielkie pooperacyjne łóżko ledwie się mieści między inkubatorami? Damy radę. Obolała matka w zwojach rurek, dziecko w zwojach rurek i czujników. Nieważne. Odłączymy. Przełączymy. Podtrzymamy. Pomożemy. Najważniejsze jest dotknięcie i przytulenie dziecka. Uzdrawiające, unoszące nad ziemię, napompowane adrenaliną i endorfiną, rozpalające wszelkie pozytywne emocje, tchnące nadzieją, wiarą i miłością dotknięcie dziecka. | Rano. Parę godzin po operacji. Z trudnością udaje mi się dosięgnąć dzwonka. Naciskam przycisk, o mało go nie miażdżąc. Nic. Piętnaście minut. Nic. Wchodzi znudzona pielęgniarka. - Czy mogę zobaczyć swoje dziecko? - Niech pani leży. Ledwo się pani obudziła. Jeszcze się pani nabędzie z tym dzieckiem. Po godzinie wchodzi sprzątaczka i zapomina zamknąć drzwi. Słyszę płacz dzieci. Może mój synek płacze? Eeee, pewnie mi się jeszcze znudzi ten płacz... Po południu położna z innej zmiany łaskawie godzi się przynieść mi dziecko. |
Łóżko szpitalne | Pilot. W prawo, w lewo, obniżanie, podwyższanie. Podnoszenie góry łóżka, podnoszenie dołu łóżka. Gaszenie światła i dzwonek wzywający położną w zasięgu ręku. Miękko. Relaksująco. Z co i rusz zaglądającą położna pytającą się, w czym mi pomóc. | Metalowe łoże tak wysokie, że stojąc nie mogę na nim usiąść bez podciągnięcia się na rękach (co jest raczej niewykonalne po cesarce). Katuję się więc na polecenie położnej ("Pani chodzi, bo się pani porobią zakrzepy"), próbując najpierw zwiesić kolana na metalowy stołek, by potem jakimś cudem dotknąć posadzki. Męczę się sama, drżąc, żeby mi nie popękały szwy. Zejście w bólach zajmuje mi ok. 10 minut. Wejście - w agonii - z piętnaście. Twardo jak jasna cholera. |
Wypis ze szpitala | Najlepiej w ciągu 12 godzin od porodu. Po porodzie naturalnym już po 12 godzinach siedziałam na korytarzu (łóżko było potrzebne dla kolejnej rodzącej) czekając na męża, który nie zdążył dojechać na czas (zaskoczony tym, że ledwie co dojechał po porodzie do domu i się chwilę zdrzemnął, a już musiał mnie odbierać!) Po cesarce ... po 30 godzinach. Szczerze powiedziawszy wolę 'lizać rany' w domowych pieleszach. | Kiedyś trzy dni to było minimum. A teraz? |
OIOM | To zasługuje na oddzielny wpis ... |
Tak to to się zapisało w mojej pamięci.
Właściwie to mogę powiedzieć, że mam pozytywne wspomnienia ze wszystkich porodów, nawet jeśli po drodze pojawiały się pewne komplikacje.
Ale jednak angielski system ma wg dużo więcej zalet.
Przyznaję, ten brak comiesięcznej kontroli u ginekologa na początku mnie przerażał. Przy kolejnej ciąży mi przeszło i doceniałam krótkie i nieinwazyjne spotkania z położną.
Przyznaję też, że nie wszystko w Anglii jest takie różowe.
Moje ciąże przebiegały bezproblemowo (z jednym małym potknięciem na ostatnim zakręcie :)), ale z tego co wiem, niewiele tu się robi przez pierwsze 12 tygodni ciąży (tzn. rzadko się walczy o podtrzymanie ciąży za wszelką cenę), pozostawiając kobietę ... naturze.
No chyba, że poronienia się powtarzają.
Nie jest to zapewne komfortowa sytuacja dla kobiet, które nie zachodzą w ciążę po byle kichnięciu.
Zdarza się też brak łóżek. Przy pierwszym tutejszym porodzie czekałam w korytarzy dobrze trzy godziny, zwijając się w bólach nie tylko porodowych, ale wymęczona całodniowym podróżowaniem między szpitalem a domem i wcinaniem pikantnych skrzydełek :)) w towarzystwie dwóch raczej głośnych rodzin muzułmańskich (nie wiem, czy kobiety muzułmanki potrzebują asysty całej, bliżej i dalszej rodziny, ale na to wyglądało).
Zdarza się niemiły personel, ale ... zawsze jest możliwość zgłoszenia tego do odpowiednich instytucji wspierających pacjenta.
Jedno jest pewne.
I w Anglii i w Polsce poród ... to dopiero początek drogi.
I owszem, wygodne łóżko, miłe położne, dobra organizacja pomagają zniwelować pewne niedogodności.Jednak te 'głupie' dziewięć miesięcy i parogodzinny 'incydent' szpitalny dopiero rozpoczynają dłuuuugi i żmudny etap zwany wychowaniem dziecka i przygotowaniem go do dorosłego życia.
Tu już nie ma miejsca na żadne wymówki ...
leniwa, spokojna sobota w towarzystwie moich kochanych dzieci, 25 lipca 2015