Quantcast
Channel: szepty w metrze
Viewing all articles
Browse latest Browse all 84

Nic nie boli tak jak życie

$
0
0
Zawsze wydawało mi się, że całkiem nieźle radzę sobie z ubieraniem myśli w słowa.

Chlubiłam się - zachęcana nieśmiało Waszymi komentarzami - że nienajgorzej wychodzi mi amatorska psychoterapia i rozprawianie się z życiem za pomocą klawiatury.

A jednak nadszedł taki czas, że odebrało mi nie tylko mowę, ale też jakiekolwiek zainteresowanie internetem - co w moim przypadku mogło oznaczać tylko jedno ... ciężką depresję.

Czytałam Wasze komentarze i maile, obiecując sobie, że tego wieczora, a najpóźniej następnego dnia rano odpiszę, podziękuję, ukorzę się za niezasłużone ignorowanie.
Rozpoczynałam zdanie i równie szybko je wykasowywałam.
Nawet przemożne poczucie winy wobec Inwentaryzacji Krotochwil, która wygrała ostatnią 'finkę' i zapodała super ciekawy temat* nie mogło mnie zmobilizować, żeby naskrobać choć parę słów.

Szczerze powiedziawszy to i teraz piszę w bólach, rozgrzana jedynie zastrzykiem adrenaliny, który zaaplikowałam sobie przez to, że ... ZAPOMNIAŁAM HASŁA DO BLOGGERA i przez ponad dwadzieścia minut rozpaczliwie próbowałam je sobie przypomnieć (jak widać, ze skutkiem pozytywnym).



*****

W ciągu ostatnich paru tygodni przeżyłam dwie próby samobójcze, będące wynikiem koszmarnego, nieoczekiwanego rozwodu, bardzo ciężki wypadek o nieodwracalnych skutkach oraz śmierć.
 

Nie, nie moją.
A i rozwód, tudzież wszystkie inne przypadłości też nie były moim bezpośrednim udziałem.
 

Zdarzyły się jednak w mojej najbliższej rodzinie.
 

I gdy tak próbowałam ratować, co się ostało, gdy zeskrobywałam zmiażdżonych z Wszechniszczącego Walca Losu, gdy zawalałam noce pisząc setki maili i spędzałam godziny wisząc na telefonie, gdy pocieszałam na odległość, krzesałam iskry nadziei, szukałam argumentów mających wytłumaczyć niewytłumaczalne - też mi się porządnie oberwało.

Bolało mnie to życie okrutnie.
Wyjadło od środka, wysysało soki, zabierało nadzieję i motywację.
Zwijałam się w kłębek i zasypiałam gdzie popadło, by budzić się z pulsującym pytaniem: "Jaki to wszystko ma sens?!".
 

Z tą depresją, to oczywiście bujda na resorach.
Nie można mieć depresji, gdy trzeba co rano wyprodukować masowe ilości kanapek, wieczorem wywiesić niezliczone zastępy gaci, a plan dnia trzeszczy w szwach (to znaczy pewnie można, ale w moim przypadku perspektywa tego, co by się wydarzyło w wyniku braku czystych gaci czy nienaszykowanych kanapek była dziwnie motywująca do zautomatyzowanego działania).

Nie można sobie nawet pobyć w depresji, bo - cholera jasna - trzeba znowu iść na kolejną rozmowę o pracę.
Nie można mieć depresji u boku kogoś, kto nie wierzy w jej istnienie.
Bo trzeba walczyć, przeć do przodu i mieć siłę, żeby wieczorem znów tłumaczyć innym, że ... trzeba dalej żyć.

Na przekór wszystkiemu.
 

Tylko z dużo cięższym bagażem.

Bo po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój (że już tak pojadę dalej Budką Suflera).

*****

I pewnego dnia zaskoczyło mnie to życie.
Znów odebrało mi mowę
- tym razem pod wpływem jego nieoczekiwanych przejawów (nie sądziłam, że mogę być tak podatna na milknięcie, czy to pod wpływem śmierci czy życia).
Uderzyło z potężną mocą, poraziło swoją siłą i determinacją, napełniło energią.
Zapulsowało ze zdwojoną mocą, dało sygnał, że w środku, niezależnie od nawałnicy na zewnątrz, panuje niezmącony spokój.
Nie dało mi wyboru.
Musiałam otrzeć łzy i uśmiechnąć się do tego figlarnego, niepoddającego się wewnętrznego głosu, który mi mówił, że to wszystko ma jednak jakiś sens.
Musi mieć sens.


I mimo, że burza wciąż wydaje swoje pomruki, że się błyska, że zniszczenia trzeba będzie jeszcze przez wiele miesięcy, ponosząc ogromne koszty, to jednak moją poranną motywacją przestały być już tylko kanapki i gacie.

Ostatnio urzekł mnie taki domek.
Domek jak domek - takich tu w Anglii na pęczki.
Ucieszyłam się jednak, że w tej malignie coś tak błahego (acz uroczego) przykuło moją uwagę.


Opuszczam dolinę rozpaczy.



Na razie nie wiem, jak często będę pisać.
Potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby poczuć się tu ... jak u siebie w domu :)
Grunt, że mam klucze! (Szkoda, kurczę, że nie do tego powyżej :))

Ściskam serdecznie Wiernych Czytelników!
_______________________________________________________________
* deklarować się nie będę, ale bardzo mocno się postaram, żeby - z opóźnieniem bo opóźnieniem - temat ów zaprezentować i wskrzesić przedwcześnie omdlałą 'finkę'.


Viewing all articles
Browse latest Browse all 84